BRUTALNY ATAK W GABINECIE LEKARSKIM. MINISTER BODNAR UJAWNIŁ, KTO ZABIŁ ORTOPEDĘ Z KRAKOWA
Tragedia, która wstrząsnęła całą Polską
To, co wydarzyło się 29 kwietnia w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie, przerosło najczarniejsze scenariusze. Nikt nie był przygotowany na to, że do jednego z gabinetów ortopedycznych wkroczy uzbrojony mężczyzna i bez wahania zaatakuje lekarza podczas wizyty z pacjentką. Dr Tomasz Solecki, ceniony ortopeda i współzałożyciel Centrum Medycznego Ortotop, nie przeżył brutalnego ataku. Mimo natychmiastowej interwencji, lekarzy nie udało się uratować. Odszedł człowiek, który całe życie poświęcił ratowaniu zdrowia innych.
Dla mnie, jak i dla wielu Polaków, ta tragedia to coś więcej niż dramat jednostki. To przerażający sygnał, że osoby pracujące w służbie zdrowia są coraz częściej narażone na niebezpieczeństwo. Nie w wojnie, nie na froncie – ale w miejscu, gdzie mają pomagać i leczyć. W miejscu, które powinno być bezpieczne.
Kim był dr Tomasz Solecki?
Dr Solecki nie był zwykłym lekarzem. Zajmował się chirurgią ręki i stopy – dziedziną wymagającą nie tylko wiedzy, ale i wyjątkowej precyzji. W oczach swoich pacjentów był fachowcem i człowiekiem o wielkim sercu. Wielu zawdzięczało mu powrót do zdrowia i sprawności. Dlatego jego śmierć w tak tragicznych okolicznościach poruszyła nie tylko środowisko medyczne, ale również tysiące pacjentów i obywateli z całej Polski.
W środę 30 kwietnia, w geście żałoby, w szpitalach w całym kraju zarządzono minutę ciszy. Pracownicy przypinali do fartuchów czarne wstążki. W kaplicy Szpitala Uniwersyteckiego odbyła się msza święta w jego intencji. To symboliczny hołd dla człowieka, który zginął z rąk człowieka, któremu – być może – kiedyś pomógł.
Napastnik: ratownik medyczny i funkcjonariusz SW
Tożsamość sprawcy ujawnił publicznie minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Okazało się, że Jarosław W., który zabił lekarza, był funkcjonariuszem Służby Więziennej w Areszcie Śledczym w Katowicach. Mężczyzna miał także wykształcenie ratownika medycznego. Według informacji przekazanych przez jego rodziców, po urazie łokcia, którego doznał dwa lata wcześniej, twierdził, że został "otruty" przez lekarzy. Skarżył się na przewlekłe problemy zdrowotne, które – według niego – były efektem działania szpitala.
Rodzice próbowali przekonać go do wizyty u psychiatry, ale bezskutecznie. Twierdzili, że ich syn zamknął się w sobie i był przekonany o tym, że umiera. Tę paranoję podsycał latami. I niestety – któregoś dnia postanowił się zemścić.
Jak mogło do tego dojść?
Pytanie, które stawia sobie dziś cała Polska: jak to w ogóle było możliwe? Jak osoba, wobec której były zgłaszane niepokojące sygnały, nadal mogła pełnić służbę i poruszać się bez przeszkód, nosząc przy sobie nóż? Minister Bodnar nie krył oburzenia. Zapowiedział weryfikację procedur i wystąpił z wnioskiem o odwołanie pułkownika Andrzeja Pecki – dyrektora generalnego Służby Więziennej.
Jak podkreślił – potrzebne jest "nowe otwarcie" tej formacji. W tle tej decyzji kryje się nie tylko ten jeden przypadek. To także inne incydenty i narastająca potrzeba głębokiej reformy struktur, które mają chronić społeczeństwo, a nie stwarzać dodatkowe zagrożenie.
Lekarze pod ochroną? Czy na pewno?
W całym tym dramacie na pierwszy plan wysuwa się także inny ważny wątek – bezpieczeństwo pracowników ochrony zdrowia. Naczelna Rada Lekarska wystosowała oficjalne oświadczenie, w którym przypomniała, że lekarzom – podobnie jak funkcjonariuszom publicznym – przysługuje ochrona prawna. Ale czy to wystarczy?
Znam osobiście pielęgniarkę, która po tym wydarzeniu zaczęła poważnie rozważać rezygnację z zawodu. Mówiła mi: „Nie boję się ciężkiej pracy. Boję się, że kiedyś ktoś wejdzie do gabinetu z nożem – i tyle mnie będzie.” Te słowa – proste, bez patosu – oddają atmosferę strachu, która po tym ataku zapanowała w wielu szpitalach.
Co dalej?
Śmierć dr Soleckiego musi być punktem zwrotnym. Nie tylko w kontekście śledztwa i odpowiedzialności przełożonych sprawcy, ale przede wszystkim w podejściu do bezpieczeństwa w placówkach medycznych. Potrzebujemy więcej niż chwilowej mobilizacji. Potrzebujemy systemowych zmian: lepszej ochrony personelu, skuteczniejszego reagowania na sygnały o zagrożeniu, edukacji społeczeństwa na temat zdrowia psychicznego.
W gabinecie lekarskim nie powinno się umierać z rąk pacjenta. Tam powinno się leczyć, słuchać, rozmawiać. Nie toczyć walki o przetrwanie.
Pamiętajmy o tych, którzy nas leczą
Nie da się opisać bólu rodziny, współpracowników, pacjentów, którzy stracili dr Tomasza Soleckiego. Ale możemy zrobić coś, co ma sens – domagać się lepszych warunków dla tych, którzy każdego dnia poświęcają się dla zdrowia innych.
Może po tej tragedii więcej z nas spojrzy na lekarza nie jak na "numer w przychodni", ale jak na człowieka, który też może czuć strach, zmęczenie, potrzebę ochrony.
Bo bezpieczeństwo w służbie zdrowia to nie przywilej – to konieczność. Dla dobra nas wszystkich.
Żródło:biznesinfo.pl