OJCIEC Z KENTUCKY NA CELOWNIKU INTERNETU – DZIECI NA SMYCZACH ROZPĘTAŁY BURZĘ

Czy rodzicielstwo może wyglądać inaczej, niż się tego spodziewamy?

Bycie rodzicem to najpiękniejsze, ale też najbardziej wymagające zadanie, jakie stawia przed nami życie. A co, jeśli masz pod opieką nie jedno, nie dwoje, ale aż pięcioro małych dzieci jednocześnie? Jordan i Briana Driscoll z Kentucky doskonale wiedzą, jak wygląda taka codzienność. I wiedzą też, co to znaczy stanąć w ogniu krytyki, gdy próbuje się robić coś... inaczej.

Małżeństwo ma w domu troje dziewczynek i dwóch chłopców w podobnym wieku. Kiedy wychodzą na spacer, ich priorytetem jest bezpieczeństwo. I właśnie z tego powodu sięgnęli po rozwiązanie, które dla niektórych wydaje się kontrowersyjne – dzieci przypinane są na specjalnych szelkach, które umożliwiają rodzicom kontrolę nad tym, gdzie się poruszają.

Spokojny spacer czy widowisko do oceny?

Zaczęło się niewinnie. Rodzice opublikowali w mediach społecznościowych filmik ze spaceru do lokalnego akwarium. Ich dzieci, radośnie rozglądające się po otoczeniu, były przypięte do specjalnych uprzęży – coś jak smycz, ale stworzona z myślą o bezpieczeństwie maluchów. Dla rodziny Driscollów to było praktyczne i skuteczne rozwiązanie. Dla niektórych internautów – absolutny skandal.

Komentarze zalały sieć. Jedni gratulowali rodzicom rozwagi, pisząc, że nie każdy potrafiłby opanować piątkę dzieci na raz, nie tracąc przy tym zdrowego rozsądku. Inni zaś ostro krytykowali, sugerując, że dzieci nie powinno się "prowadzać jak psy".

Krytyka z Internetu kontra rzeczywistość rodzica

Największym paradoksem tego całego zamieszania było to, że większość krytyków... nigdy nie miała pod opieką więcej niż jedno dziecko na raz. Trudno zrozumieć chaos pięcioosobowej drużyny maluchów, jeśli samemu nigdy nie próbowało się przejść z nimi przez zatłoczony parking, galerię handlową albo alejkę w zoo.

Jordan tłumaczył jasno – to nie forma zniewolenia dzieci, ale sposób na to, by zapewnić im swobodę w bezpiecznych granicach. Bez takiego rozwiązania każde wyjście na spacer zamieniało się w akcję ratunkową.

„Nie jesteśmy robotami. Jesteśmy rodzicami, którzy chcą zadbać o swoje dzieci najlepiej jak potrafią.”

To zdanie wypowiedziane przez Briannę w jednym z wywiadów najlepiej oddaje ich podejście. Rodzicielstwo nie ma jednej definicji. Każdy dom, każda rodzina ma swoje realia. I każdy musi znaleźć sposób, by pogodzić bezpieczeństwo, zdrowy rozsądek i emocje dzieci.

Nie chodzi przecież o to, by dzieci były "na smyczy" przez cały dzień. Chodzi o konkretne sytuacje – miejsca publiczne, tłumy, miejsca, w których łatwo się zgubić. A dzieci, jak to dzieci – są ciekawe, impulsywne i szybkie. Czasem jedno odwrócenie wzroku wystarczy, by w sekundę zniknęły za rogiem.

Własna perspektywa – przykład z życia

Znam to z autopsji. Kiedyś moja siostra, matka trójki maluchów, wybrała się z nimi do parku rozrywki. Wszystko szło dobrze do momentu, gdy jeden z chłopców rzucił się do biegu w stronę dmuchanych zamków, a drugi skręcił do strefy z watą cukrową. Ona została z najmłodszą córką w wózku i... była bezradna. Od tego czasu nosi ze sobą małe plecaczki z uprzężą – nie po to, żeby ograniczać dzieci, ale po to, by zachować spokój i opanować sytuację, zanim stanie się poważna.

Empatia zamiast osądu

W świecie pełnym szybkiej opinii i jeszcze szybszej krytyki warto czasem po prostu się zatrzymać. Zamiast komentować z wyższością – spróbujmy zrozumieć. Nie znamy całej historii. Nie wiemy, ile nerwów, stresu i nieprzespanych nocy stoi za decyzją rodziców, którzy wybrali taki, a nie inny sposób na spacery z dziećmi.

Czy dzieci na smyczy to idealne rozwiązanie? Nie dla każdego. Ale dla niektórych to jedyny sposób, by cała rodzina mogła spokojnie spędzić czas razem, bez lęku o bezpieczeństwo najmłodszych.

Twoje dzieci, twoje zasady – ale zawsze z troską

Na końcu dnia najważniejsze jest jedno: czy dziecko czuje się kochane, bezpieczne i zaopiekowane. Forma może się zmieniać. Dla jednych to wózek, dla innych chusta, dla jeszcze innych – specjalne szelki. Ale cel jest ten sam – ochrona tego, co najcenniejsze.

Zanim więc znów spojrzysz z oburzeniem na rodzinę w parku, która robi coś inaczej niż ty – może warto po prostu się uśmiechnąć. I przypomnieć sobie, że każdy rodzic toczy swoją małą, codzienną walkę. A jeśli dzieci są szczęśliwe, to może właśnie to jest najważniejsze.

Masz swoje doświadczenia z dużą rodziną lub nietypowymi metodami wychowawczymi? Podziel się nimi w komentarzach – zróbmy z tej przestrzeni miejsce pełne empatii, a nie ocen.

Źródło: votaktak.info