Filip Gurłacz, znany i ceniony aktor, zaskoczył wielu, gdy pojawił się w najnowszej edycji „Tańca z gwiazdami”. Choć nie brakowało mu aktorskiego doświadczenia i scenicznej swobody, udział w tanecznym show był dla niego wyzwaniem – nie tylko fizycznym, ale przede wszystkim emocjonalnym. Bo jak sam przyznał, najbardziej obawiał się tego, jak całą sytuację zniesie jego żona, Małgorzata.
W parze z Agnieszką Kaczorowską Gurłacz stworzył duet, który nie pozostawia widzów obojętnych. Ich występy są pełne emocji, bliskości, a niektórzy określają je nawet jako „intymne”. Taniec stał się tu czymś więcej niż układem kroków – to ekspresja, relacja i przekaz, który dociera głęboko. Nic więc dziwnego, że pojawiły się plotki o ich rzekomym romansie. Jednak Filip jasno dał do zrozumienia: nie ma mowy o żadnym uczuciowym zamieszaniu poza parkietem.
Udział w tak medialnym programie to ogromna ekspozycja. Dla kogoś, kto poza kamerą wiedzie spokojne, rodzinne życie, może być to szokująca zmiana. Gurłacz przyznał, że miał poważne wątpliwości, zanim powiedział „tak” produkcji. Największy lęk? Reakcja żony i to, jak poradzi sobie z samotnym ogarnianiem codzienności.
Jako ojciec dwóch małych chłopców – czterolatka i roczniaka – doskonale wiedział, co znaczy zniknąć z domu na długie godziny. Treningi, dojazdy, nagrania – to wszystko oznaczało jedno: nie będzie go. A życie nie zatrzymuje się tylko dlatego, że ktoś tańczy w telewizji.
Pamiętam, jak sam zdecydowałem się kiedyś na tygodniowy wyjazd służbowy. Nasza córeczka miała wtedy zaledwie osiem miesięcy. Moja żona, choć silna i zorganizowana, miała łzy w oczach, kiedy się żegnaliśmy. A ja przez cały wyjazd miałem wyrzuty sumienia. Dlatego doskonale rozumiem, co czuł Filip – to uczucie rozdwojenia między spełnianiem marzeń a odpowiedzialnością za rodzinę.
Gurłacz w jednym z wywiadów pięknie powiedział, że odkąd jest mężem, nie ma już „własnego morale” – bo w małżeństwie wszystko robi się razem, z myślą o sobie nawzajem. To zdanie naprawdę zapadło mi w pamięć. Bo choć dziś w mediach dużo mówi się o indywidualizmie, to w rodzinie liczy się coś innego – zgranie, lojalność i szacunek.
To właśnie dzięki wsparciu Małgorzaty aktor zdecydował się na udział w programie. Usłyszał od niej: „Jestem z tobą, damy radę”. I to zdanie wystarczyło, by rozwiać jego największe wątpliwości. Ta krótka deklaracja pokazuje, jak ogromną siłę ma partnerskie zaufanie.
Nie każdy wie, że udział Filipa Gurłacza w „Tańcu z gwiazdami” to nie tylko przygoda artystyczna. To także głęboko osobista misja. Aktor od lat otwarcie mówi o swojej przeszłości, w której nie zabrakło walki z uzależnieniem. Dziś, będąc trzeźwym i świadomym człowiekiem, chce pokazać innym, że można się podnieść – i że warto.
Występując na parkiecie, pragnie być przykładem dla osób walczących z alkoholizmem. Chce udowodnić, że każdy upadek może być początkiem nowego rozdziału. Taniec staje się dla niego formą ekspresji, ale też dowodem, że możliwe jest życie bez nałogu – piękne, aktywne i pełne pasji.
Relacja Filipa i Agnieszki Kaczorowskiej od początku budziła emocje. Ich wspólne zdjęcia, filmiki zza kulis, czułe gesty na parkiecie – wszystko to sprawiło, że pojawiły się głosy sugerujące coś więcej niż profesjonalną współpracę. Jednak zarówno Filip, jak i Agnieszka, jasno wyjaśnili, że ich relacja opiera się na wzajemnym szacunku, zaufaniu i artystycznym porozumieniu.
Dla Agnieszki taniec to forma sztuki, a nie flirtu. Sama wielokrotnie podkreślała, że bliskość na parkiecie to element choreografii, a nie emocji. I trzeba przyznać – oboje stworzyli duet, który nie tylko zachwyca techniką, ale też potrafi poruszyć widza do łez.
Filip Gurłacz udowadnia, że taniec potrafi być czymś więcej niż rozrywką. To może być terapia, wyzwanie, droga do pokazania prawdy o sobie. Dzięki autentyczności i otwartości zdobył sympatię tysięcy widzów. Nie boi się mówić o swoich lękach, rodzinie, słabościach. I może właśnie dlatego jest dziś jednym z najbardziej inspirujących uczestników programu.
Żródło:wideoportal.tv