Finał Pucharu Polski między Legią Warszawa a Pogonią Szczecin dostarczył kibicom wszystkiego, czego mogli oczekiwać – były emocje, aż siedem goli, niepewność do ostatnich minut i widowiskowe oprawy. Jednak nie tylko sportowe wydarzenia przyciągnęły uwagę mediów i widzów. Na trybunach pojawił się kolejny już polityczny przekaz wymierzony w prezydenta stolicy, Rafała Trzaskowskiego, który ubiega się o urząd prezydenta Polski. Kibice Legii po raz kolejny postanowili dać wyraz swojemu sprzeciwowi wobec jego działań i poglądów.
To nie pierwszy raz, kiedy trybuny przy ulicy Łazienkowskiej zamieniły się w scenę politycznego manifestu. Kibice Legii od miesięcy krytykują Rafała Trzaskowskiego – zarówno jako prezydenta Warszawy, jak i obecnego kandydata w wyborach prezydenckich. Już wcześniej, podczas meczu z Chelsea, nawoływali do głosowania na "każdego, byle nie Trzaskowskiego". Później podczas starcia z Jagiellonią wywiesili transparent, w którym wyliczali mu rzekome grzechy – od poparcia dla aborcji po wspieranie środowisk LGBT i projektu Nord Stream 2.
Tym razem, podczas wielkiego finału Pucharu Polski, przekaz był równie bezpośredni, jak szokujący: „18.05, 1.06 – nie dopuśćmy, by zakłamany tęczowy Rafał rządził Polską ze Sławkiem Narkomanem!” Taki transparent pojawił się na północnej trybunie stadionu. Choć przekaz był jawnie obraźliwy, jego forma nie była zaskoczeniem – kibice od dawna wykorzystują mecze Legii jako platformę do politycznego buntu.
Wcześniejsze ekscesy nie pozostały bez echa. Prokuratura Rejonowa Warszawa – Śródmieście wszczęła śledztwo w sprawie pomówień, których mieli dopuścić się kibice Legii wobec Rafała Trzaskowskiego i Gizeli Jagielskiej. Postępowanie dotyczyło wydarzeń z 21 kwietnia 2025 roku. Mimo to, podczas finału, fani stołecznego klubu znów sięgnęli po te same metody.
Ten upór może świadczyć o dwóch rzeczach – albo o głębokim przekonaniu kibiców co do swoich racji, albo o przeświadczeniu, że stadionowa loża rządzi się swoimi prawami, na które wymiar sprawiedliwości nie ma realnego wpływu.
W Polsce, jak i w wielu innych krajach, stadiony od dawna są miejscem manifestacji społecznych, narodowych, a także politycznych. Dla wielu kibiców klub to więcej niż drużyna – to wspólnota i przestrzeń wyrażania tożsamości. Jednak coraz częściej przekraczana jest granica między emocjonalnym kibicowaniem a agresywną agitacją.
Z własnego doświadczenia wiem, że kibicowska atmosfera potrafi być elektryzująca i jednocząca. Pamiętam mecz Legii sprzed kilku lat, gdy trybuny tętniły rytmem bębnów i okrzyków wspólnego wsparcia. Ale też pamiętam, jak po jednym z meczów moi znajomi – sympatycy Legii – zrezygnowali z chodzenia na stadion, właśnie z powodu rosnącej radykalizacji przekazów z trybun.
To pytanie zadaje sobie coraz więcej osób. Z jednej strony – kibice mają prawo do wyrażania opinii, również politycznych. Z drugiej – stadion nie jest parlamentem, a sportowe wydarzenia powinny łączyć, a nie dzielić. Trudno zresztą oczekiwać, by w gronie kilku tysięcy ludzi wszyscy zgadzali się co do wizji Polski czy Warszawy.
Problemem nie jest nawet samo wyrażanie opinii, ale forma, jaką to przybiera. Transparenty z wulgarnymi hasłami, jawnie obraźliwe treści, personalne ataki – to nie jest konstruktywna krytyka. To zwykłe nagonki, które niszczą przestrzeń wspólnego kibicowania.
Po meczu kibice Legii mieli powody do radości. Ich drużyna pokonała Pogoń Szczecin 4:3 w pasjonującym spotkaniu i zdobyła swój 21. Puchar Polski. Dzięki temu zapewniła sobie udział w przyszłym sezonie europejskich rozgrywek. Jednak euforia sportowa została przyćmiona przez kolejne polityczne zamieszanie.
Warto zadać sobie pytanie: czy kibice chcą, by Legia była kojarzona z piłką i pasją, czy raczej z politycznym radykalizmem? Czy to naprawdę służy klubowi, miastu, a przede wszystkim – samej idei sportu?
Nie ma łatwej odpowiedzi. Ale może warto, by głos zabrały osoby, które same uczestniczą w życiu stadionowym. Może to czas, by odważnie powiedzieć: „Tak, mam swoje poglądy, ale na stadionie jestem, by wspierać swój klub, nie prowadzić kampanię wyborczą”.
Jako społeczeństwo mamy obowiązek bronić wolności słowa, ale i dbać o to, by debata nie zmieniała się w nienawiść. Transparenty mogą być silnym głosem – pod warunkiem, że niosą przekaz, a nie pogardę.
Żródło:.se.pl