Tomasz Jakubiak

NIE TAK TO MIAŁO WYGLĄDAĆ. PRZYKRE WIEŚCI W SPRAWIE TOMKA JAKUBIAKA

Kucharz, który nauczył nas kochać gotowanie… i życie

Tomasz Jakubiak – nazwisko, które w świecie polskiej kuchni znaczy więcej, niż mogłoby się wydawać. Znany z ekranów telewizorów, autor książek kulinarnych, juror popularnych programów i przede wszystkim człowiek z ogromnym sercem. Jego energia i pasja do gotowania przez lata przyciągały przed ekrany tysiące widzów. Ale dziś to nie kulinaria są w centrum uwagi. Dziś to walka o życie. Walka, która z każdym dniem staje się coraz trudniejsza.

Gdy diagnoza zmienia wszystko

Jakubiak nigdy nie udawał, że jest niezniszczalny. W zeszłym roku, w bardzo poruszającym wywiadzie z Dorotą Wellman, otworzył się przed światem i wyznał, że zmaga się z rzadką i agresywną odmianą nowotworu. Choć choroba nie od razu dawała o sobie znać, w pewnym momencie przyszła z całą mocą. Diagnoza była jak grom z jasnego nieba – dla niego, jego żony Anastazji i ich czteroletniego syna. Świat wywrócił się do góry nogami.

Znam ten moment z własnego doświadczenia. Moja przyjaciółka z dzieciństwa, Marta, usłyszała podobną diagnozę. Rak trzustki. Mówiła mi wtedy: „Czuję, że wszystko się zatrzymało, tylko moje dziecko biega po domu, jakby nic się nie stało”. Dokładnie to samo widzę w oczach Anastazji i Tomka. Tyle że oni mają przed sobą jeszcze długą drogę. I ogrom nadziei, którą daje każda kolejna terapia.

Z miłością i tlenem – codzienność inna niż na ekranie

Tomek nie udaje bohatera. W jednym z ostatnich wywiadów mówił wprost: są dni, gdy nie ma siły nawet odebrać telefonu. Są momenty, w których ból jest tak silny, że nie da się go wytrzymać. Ale ma też swoje źródła siły. Jego żona – opoka, motywatorka i najwierniejszy kibic. Jego synek – którego uśmiech daje sens każdego dnia. I przyjaciele – nawet tacy, którzy przez lata się nie odzywali, dziś wracają z pomocą, dobrym słowem, obecnością.

Jestem przekonany, że każdy z nas zna kogoś, kto przechodził podobne piekło. I wie, że w takich chwilach nie liczą się słowa. Liczy się to, kto zostaje obok, gdy wszystko inne znika.

Leczenie za granicą – nadzieja, która kosztuje milion

Kiedy możliwości w Polsce się skończyły, Jakubiakowie zaczęli szukać ratunku za granicą. Padło na Ateny. Leczenie tam daje realną szansę na zatrzymanie choroby. Ale cena jest wysoka – milion złotych. Dla większości z nas to kwota abstrakcyjna. Dla nich – być albo nie być. Dlatego Tomasz zdecydował się na krok, który nie był dla niego łatwy – publiczny apel o pomoc.

Zorganizowano zbiórkę, która już w pierwszych godzinach ruszyła z ogromną mocą. Wzruszające komentarze, udostępnienia, wsparcie mediów – to wszystko pozwoliło zebrać niemal połowę potrzebnej kwoty. A potem… coś się zatrzymało. Wpłaty zwolniły, a do celu wciąż brakowało kilkunastu tysięcy. Z dnia na dzień zbierano coraz mniej. Wczoraj tylko dwa tysiące. To niewiele, jeśli wziąć pod uwagę to, co jest stawką.

Kiedy pomoc nagle cichnie

Nie jestem w stanie przestać myśleć o tym, dlaczego tak często entuzjazm ludzi znika tuż przed metą. Czy zmęczyło nas pomaganie? Czy zapomnieliśmy, że chodzi o życie? Tomasz Jakubiak nie prosi o luksus. Prosi o jeszcze jedną szansę. O prawo do życia przy swoim dziecku. O możliwość wyzdrowienia, by wrócić do tego, co kocha najbardziej – gotowania i dzielenia się radością z innymi.

Pamiętam, jak sam kiedyś wspierałem zbiórkę na leczenie synka kolegi z pracy. Widziałem, jak jego oczy nabrały blasku, kiedy kwota osiągnęła cel. Ale widziałem też łzy, kiedy w ostatnich dniach wpłaty niemal się zatrzymały. Bo najtrudniejsze w zbiórce jest to, że każdy kolejny dzień to nie tylko walka z czasem, ale i z obojętnością.

Dlaczego warto pomóc właśnie teraz?

Nie trzeba być milionerem, by pomóc. Czasem wystarczy kilkanaście złotych i jedno udostępnienie. W świecie, gdzie codziennie kupujemy rzeczy, które nie są nam potrzebne, możemy choć raz zrobić coś naprawdę ważnego. Pomóc człowiekowi, który kiedyś pomagał nam – choćby tylko przez ekran. Dawał radość, inspirował do gotowania, zarażał pozytywną energią.

Dziś to on potrzebuje naszej energii. Naszej pomocy. Naszej obecności.


Tomasz Jakubiak nie poddaje się, choć nie tak miało to wyglądać. Choć życie postawiło przed nim mury, on wciąż szuka drogi. Niech nie idzie nią sam. Pomóżmy mu przejść ostatni odcinek tej trudnej drogi. Z nadzieją, że jeszcze nieraz zobaczymy go w kuchni, z uśmiechem, z energią, którą tak bardzo pokochaliśmy.

Bo czasem najpiękniejsze danie, jakie możemy „ugotować”, to po prostu gest serca.

Żródło:swiatgwiazd.pl