SZOKUJĄCE TATUAŻE KAROLA NAWROCKIEGO. UKRYWA JE, BO SIĘ WSTYDZI?
Sport, tatuaże i przeszłość, o której nikt nie mówi głośno
Karol Nawrocki, dziś znany przede wszystkim jako kandydat na prezydenta, jeszcze nie tak dawno był postacią o zupełnie innym wizerunku. Zamiast garnituru – dres i boisko. Zamiast politycznych deklaracji – klubowe okrzyki i sportowa walka. Dziś media przypominają, że pod formalnym wizerunkiem skrywa się ciało pokryte tatuażami, które nawiązują do jego burzliwej młodości i zamiłowania do piłki nożnej oraz boksu. Pojawiają się pytania: dlaczego je ukrywa? Czy to wyraz wstydu czy raczej próba oddzielenia dawnych lat od nowego etapu w życiu?
Godło Chelsea i duch Lechii – sport w tuszu zaklęty
W młodości Karol Nawrocki był zapalonym kibicem i aktywnym zawodnikiem piłkarskim. Jako nastolatek związał się z drużyną Ex Siedlce Gdańsk, grając przez piętnaście lat jako pomocnik. Wydaje się, że ten sportowy etap na trwałe odcisnął się nie tylko w jego życiorysie, ale też... na ciele.
Na jego klatce piersiowej widnieje potężne godło klubu Chelsea – lwa z berłem. To nie jest przypadkowy wybór. Chelsea to klub z długą, ale i kontrowersyjną historią. W latach 80. jego kibice kojarzeni byli z agresją, awanturami i stadionową przemocą. Tego symbolu nie wybiera się przypadkiem – on coś mówi o człowieku. W tle pojawiają się też powiązania z rosyjskim oligarchą Abramowiczem, co dla wielu osób stanowi dodatkowy powód do zadawania pytań o wybory Nawrockiego.
Z kolei na plecach kandydat nosi tatuaż z symbolem Lechii Gdańsk – klubu bliskiego jego sercu i rodzinnej historii. To właśnie wokół Lechii krążyły opowieści o grupie ChWM – Chuligani Wolnego Miasta – z którą według nieoficjalnych źródeł Nawrocki mógł być kiedyś związany. To już nie tylko sportowa pasja – to wspólnota, rytuały, hierarchie i czasem brutalna rzeczywistość kibicowskich ustawek.
Przeszłość, która wychodzi na jaw
Choć Nawrocki nigdy otwarcie nie mówił o swoim udziale w kibolskich ustawkach, temat pojawił się podczas jego rozmowy ze Sławomirem Mentzenem. Były konkurent polityczny zapytał wprost o walki uliczne. Nawrocki nie zaprzeczył, ale też nie potwierdził wprost. Stwierdził jedynie, że „form walk w jego życiu było dużo” i przyznał, że trenował boks. Co ciekawe, Mentzen uznał udział w kibolskich walkach za „coś ciekawego” i godnego podkreślenia. To pokazuje, jak bardzo zmienia się dziś sposób myślenia o politykach – z gładkich PR-owych figur stają się coraz częściej ludźmi z krwi i kości.
Czy tatuaże przeszkadzają w karierze?
W Polsce tatuaże nadal dla wielu osób kojarzą się z czymś „nieodpowiednim” – szczególnie w przypadku osób publicznych, polityków czy urzędników. Jednak w ostatnich latach obserwujemy wyraźną zmianę. Coraz więcej osób otwarcie prezentuje swoje ozdobione ciała – niezależnie od tego, czy są muzykami, lekarzami, prawnikami, czy właśnie kandydatami na prezydenta.
Z perspektywy komunikacji wizerunkowej pytanie brzmi: czy Karol Nawrocki celowo ukrywa swoje tatuaże, bo się ich wstydzi? A może po prostu nie chce, by jego przeszłość przyćmiła to, co robi dziś? Znam osobiście kilku przedsiębiorców, którzy w młodości mieli zupełnie inne życie – motocykle, koncerty punkowe, wojny pod blokiem. Dziś są wzorowymi ojcami i filarami lokalnych społeczności. Przeszłość ich ukształtowała, ale jej nie epatują.
Tatuaż jako historia
Każdy tatuaż to opowieść. Jedni wybierają piórka i cytaty, inni symbole swoich klubów, religii, miłości czy straty. Dla Karola Nawrockiego tatuaże to być może forma wyrażenia przynależności, dumy, ale też pewnego buntu. W końcu wiele osób z pokolenia lat 90. traktowało tatuaże jako znak tożsamości – kontrkultury, siły, odporności.
Dziś, gdy chce zostać prezydentem, te same tatuaże mogą być odczytywane jako niewygodne. Ale może właśnie w tym tkwi paradoks – że to, co kiedyś było symbolem ulicy, dziś jest dowodem, że ktoś przeszedł długą drogę. I zamiast to ukrywać, warto o tym mówić.
Czego uczymy się z tej historii?
Nie chodzi o to, by wybielać przeszłość. Nie chodzi też o to, by ją piętnować. Prawdziwa dojrzałość to umiejętność przyznania się do dawnych błędów, do wyborów, które dziś już byśmy pewnie ocenili inaczej. Ale to one nas kształtują.
Karol Nawrocki nie musi wstydzić się swoich tatuaży – bo jeśli rzeczywiście zmienił swoje życie, to są one tylko znakiem drogi, którą przeszedł. A wyborcy mają prawo znać nie tylko jego poglądy, ale też historię. Prawdziwą, nieupiększoną. Bo przecież prezydent też może mieć przeszłość – byleby wiedział, co z nią zrobić.
I może właśnie dlatego warto dziś nie oceniać książki po okładce. Ani polityka po tatuażach.