Kiedy w Polsce ruszają kampanie wyborcze, oczy całego kraju zwracają się nie tylko na kandydatów, ale coraz częściej również na ich rodziny. Nie inaczej jest w przypadku Karola Nawrockiego, kandydata na prezydenta, którego żona – Marta Nawrocka – zdecydowała się publicznie zaangażować w jego kampanię. Choć dotąd pozostawała raczej w cieniu, teraz robi krok do przodu i pokazuje, że nie zamierza być jedynie "pierwszą damą w tle".
Marta Nawrocka ma 38 lat i na co dzień pracuje w Krajowej Administracji Skarbowej. Odpowiada za nadzór nad rynkiem paliwowym, spirytusowym i walkę z nielegalnym hazardem – czyli niełatwe, odpowiedzialne zadania. Wbrew pozorom, jej kariera zawodowa to nie tylko urzędniczy etat, ale przykład kobiety, która potrafi łączyć kompetencje z determinacją.
Jednym z najbardziej poruszających fragmentów tej historii jest życie rodzinne Nawrockich. Marta urodziła syna Daniela w wieku zaledwie 16 lat. Dla wielu osób to mogłaby być życiowa przeszkoda. Dla niej – była to siła napędowa. Dwa lata później Karol Nawrocki, który miał wtedy 21 lat, adoptował Daniela i od tamtej pory traktuje go jak własnego syna.
Ten gest mówi więcej niż tysiąc słów. Bo o ile w kampaniach wyborczych pada wiele obietnic, to prawdziwe wartości sprawdzają się w codziennych decyzjach – takich jak przyjęcie odpowiedzialności za młodego człowieka. Rodzina Nawrockich dziś wychowuje trójkę dzieci, a wspólne wartości i silne więzi są fundamentem ich działań – zarówno prywatnych, jak i publicznych.
Decyzja Marty Nawrockiej o wzięciu urlopu na czas kampanii męża nie była tylko formalnością. To świadomy wybór kobiety, która chce uczestniczyć w tym procesie nie jako bierna obserwatorka, ale jako realna siła wspierająca. "Nie wyobrażam sobie, by nie wspierać mojego męża w tej ważnej drodze" – powiedziała w rozmowie z „Super Expressem”.
Ta postawa to rzadki przykład zaangażowania partnerskiego, który wykracza poza uśmiechy na konferencjach prasowych. Marta zbiera podpisy w Gdańsku, rozmawia z ludźmi, rozdaje ulotki i… smyczki z logo kampanii. Prosta, ale szczera forma kontaktu z wyborcami, która przypomina, że polityka to nie tylko debaty w telewizji, ale przede wszystkim relacja z obywatelami.
W czasach, gdy sztuczność i PR często dominują w polityce, historia Marty Nawrockiej działa jak odświeżający powiew autentyczności. Debiutując w mediach społecznościowych, nie próbowała kreować fałszywego wizerunku. Jej profil na Instagramie zaczyna się od prostych zdjęć z kampanii, rodzinnych ujęć i przemyśleń. To sposób, by być bliżej ludzi i pokazać, że stoi za kandydatem nie tylko z tytułu, ale z pełnym przekonaniem.
Sama kiedyś pracowałam przy lokalnej kampanii samorządowej, gdzie żona kandydata przez większość czasu pozostawała poza kadrem. I to właśnie jej brak autentycznego zaangażowania wielu mieszkańców uznało za brak szczerości całego projektu. W przypadku Marty Nawrockiej jest odwrotnie – widać, że to, co robi, wynika z wewnętrznego przekonania, nie z przymusu.
Chociaż niektórzy mogą ironizować o „ambicjach na pierwszą damę”, Marta Nawrocka daje jasno do zrozumienia, że nie interesują ją tytuły, tylko konkretne działania. Jako matka, funkcjonariuszka publiczna i partnerka kandydata na prezydenta wie, co to znaczy odpowiedzialność i ciężka praca.
Jej podejście nie skupia się na „szlifowaniu języków i etykiety”, jak sama podkreśla, ale na byciu blisko ludzi i rozumieniu ich codziennych problemów. A to cecha, która może być ogromnym atutem, jeśli rzeczywiście zostanie pierwszą damą – taką, która rozumie życie zwykłych rodzin, bo sama przez nie przeszła.
Źródło:wideoportal.tv