Skip to content

Krótki sezon, duża konkurencja – jak wygrać ten wyścig

Food truck to wolność na kołach, ale też biznes, który nie wybacza błędów. Sezon bywa krótki, koszty rosną szybciej niż parujący olej na płycie, a część klientów i tak wybiera lokale stacjonarne. Dochodzą pozwolenia, Sanepid, branding, zatowarowanie i odwieczne pytanie, gdzie legalnie zaparkować. Mimo to da się z tego zrobić świetnie działającą maszynę do serwowania jedzenia i zysków. Kluczem jest unikanie kilku klasycznych potknięć, które co roku wykolejają świetne pomysły.

Błąd 1: Lokalizacja bez strategii

Nie każde miejsce z tłumem to dobra miejscówka. Istotne jest, czy w danym punkcie faktycznie pojawia się twoja grupa docelowa i czy możesz tam legalnie stanąć. Wyobraź sobie stoisko z ramenem o 9:00 rano pod biurowcem, gdzie ludzie polują na szybkie śniadanie i czarną kawę – sprzedaż będzie słaba, choć przewija się tam tysiąc osób. Zadziała za to wieczorne centrum, koncert lub festyn rodzinny. Zanim odpalisz grill, sprawdź pozwolenia z urzędu miasta lub gminy, zasady parkowania na terenie prywatnym i ewentualne opłaty lokalne. Dobra praktyka to kalendarz wydarzeń na cały sezon i podpisane umowy z organizatorami z wyprzedzeniem. Dzięki temu nie gonisz okazji, tylko planujesz pracę, zaopatrzenie i grafik.

Błąd 2: Menu, które chce zadowolić wszystkich

Zbyt szerokie menu zwiększa koszty, spowalnia wydawanie i pogarsza jakość. Food truck wygrywa szybkością i konsekwencją. Lepiej mieć trzy–cztery pozycje dopracowane do perfekcji niż dziesięć przeciętnych. Dodatkowo warto wpleść wyraźny wyróżnik. Jeśli w okolicy każdy sprzedaje burgery, postaw na roślinną wersję z ciekawymi sosami, wysokobiałkowe bowl’e, azjatyckie bułeczki czy rzemieślnicze desery. W praktyce świetnie działa zasada „krótkiej karty plus rotacyjna pozycja tygodnia” – klienci dostają stałe hity i jedną nowość, która buduje ciekawość i treści do social mediów. Pamiętaj też o prostych półproduktach, które skrócą czas na stanowisku i ułatwią kontrolę food costu bez utraty jakości.

Błąd 3: Cisza w internecie i słaba widoczność w realu

Jeśli nie mówisz, gdzie stoisz, to jakby cię tam nie było. Media społecznościowe w gastro to mapa i głośnik w jednym. Klienci chcą wiedzieć, kiedy podjeżdżasz pod ich dzielnicę, czy masz dziś wersję bezglutenową i o której kończysz serwis. W praktyce działa prosty rytm: poranny post z lokalizacją i godzinami, relacja w trakcie serwisu, wieczorny kadr zza kulis. Do tego wyraźny branding na aucie: czytelne logo, menu w formie dużej tablicy, oświetlenie po zmroku. Opinie są twoją walutą zaufania – po każdym zamówieniu zachęcaj do wystawienia oceny. W zamian możesz dodać drobny upgrade, na przykład większy napój przy następnym zakupie. Z czasem powstaje „efekt kolejki”: ludzie ufają miejscom, które widać, słychać i o których się mówi.

Błąd 4: Brak planu na sezonowość i złą pogodę

W gastronomii pod chmurką aura decyduje o ruchu. Deszczowa sobota potrafi zaboleć bardziej niż droższy zakup mięsa. Dlatego opłaca się mieć zimowy i „mokry” plan B. Popularne rozwiązania to wejście w eventy pod dachem, współpraca z biurowcami na lunch, catering firmowy, wesela, urodziny i dowozy przez platformy. Wielu właścicieli utrzymuje rytm przychodów, łącząc kilka źródeł: weekendowe festyny, tygodniowe lunche i zamówienia na zamknięte imprezy. Gdy wiesz, że czeka cię słabszy tydzień, ustaw tematyczną ofertę ograniczoną czasowo, która przyciągnie stałych gości, na przykład rozgrzewające menu jesienne albo „happy hour” pod koniec dnia, by sprzedać świeże zapasy zamiast je utylizować.

Błąd 5: Oszczędzanie na jakości i procesach

Najdroższa jest utrata reputacji. Ta zaczyna się niewinnie: raz zabraknie świeżych bułek, kiedy indziej sos „na szybko” wyjdzie zbyt słodki. Goście pamiętają konsekwencję. Dlatego trzymaj standardy i procesy. Pomaga prosta checklista otwarcia i zamknięcia zmiany, kontrola temperatur, rotacja zapasów i codzienny przegląd stanu auta. Wydawanie przyspieszy system POS, który układa kolejkę zamówień, minimalizuje pomyłki, liczy food cost i pokazuje, co sprzedaje się najlepiej o danej godzinie. Z takich raportów widać na przykład, że wersja pikantna schodzi wieczorem, a łagodna w porze lunchu. Wtedy łatwiej trafić z produkcją i nie zamrażać gotówki w magazynie.

Legalność i formalności bez bólu głowy

Różne miejscowości mają odmienne zasady dla gastronomii mobilnej, dlatego na starcie spisz listę obowiązków. Potrzebujesz wpisu do działalności, badań do celów sanitarno-epidemiologicznych, spełnienia wymogów Sanepidu w zakresie higieny i wyposażenia, a do postoju w przestrzeni publicznej – zgody od miasta lub gminy. Na terenie prywatnym konieczna jest umowa z właścicielem. Dobrze, gdy te kwestie ogarniesz przed sezonem, bo na ostatniej prostej rosną koszty i nerwy. Praktyczna wskazówka: trzymaj w aucie teczkę z dokumentami i kopią najważniejszych pozwoleń. Kontrola trwa wtedy krócej niż zrobienie frytek.

Marketing, który sprzedaje, zanim podasz pierwsze danie

Food truck żyje historią. Pokaż ludziom, skąd bierzesz składniki, jak powstaje autorski sos, kto stoi za ladą. Jedno porządne nagranie z przygotowań potrafi przyciągnąć tłum bardziej niż rabat. W dniu eventu uruchom prostą akcję: hasło dnia na końcu relacji uprawnia do darmowego dodatku. To nie zjada marży, a zwiększa udostępnienia i ruch. Zadbaj też o szybkie płatności – terminal, płatności zbliżeniowe i kod QR do napiwków. Klient, który nie musi szukać gotówki, zamawia chętniej i wraca częściej.

Podsumowanie: prostota, konsekwencja i dane

Najlepsze food trucki wygrywają prostotą karty, mądrą lokalizacją, aktywną komunikacją i dbałością o jakość. Zamiast gonić wszystkich, mów wyraźnie do swoich. Zamiast rozbudowywać menu, dopracuj procesy. Zamiast liczyć na pogodę, miej plan na każdą aurę. A potem patrz w liczby z POS-a i decyzje podejmuj na faktach, nie przeczuciach. W tej branży właśnie tak smakuje przewaga – jak danie, które zawsze wychodzi i zawsze znika z okienka szybciej, niż zdążysz zrobić zdjęcie.

 
 

GASTRONOMIA NA KÓŁKACH – NOWY SPOSÓB NA WŁASNY BIZNES

Prowadzenie food trucka to dziś coś więcej niż chwilowa moda – to styl życia, który łączy kulinarną pasję z mobilnością i niezależnością. Choć idea mobilnej gastronomii przyszła do nas z USA i Wielkiej Brytanii, na polskim rynku zadomowiła się na dobre. Z roku na rok przybywa kolorowych samochodów serwujących pyszne jedzenie – od burgerów i frytek po wegańskie miski i domowe pierogi. Dla wielu osób to szansa na własny biznes, który nie wymaga wynajmu lokalu i wysokiego wkładu na start.

OD CZEGO ZACZĄĆ – PLAN TO KLUCZ

Zanim wystartujesz z własną restauracją na kółkach, dobrze przemyśl, co chcesz robić. Spontaniczne pomysły są super, ale bez konkretnego planu daleko nie zajedziesz. Biznesplan to Twój punkt wyjścia – powinien zawierać analizę kosztów, pomysł na menu, strategię marketingową i wybór odpowiednich lokalizacji.

Mój znajomy Rafał zaczął od sprzedawania zapiekanek. Ustawił się koło uczelni i po tygodniu wiedział, że studenci nie tylko chcą coś zjeść, ale też pogadać. Dodał do menu kawę i lemoniadę, postawił dwie leżaki… i kolejki się wydłużyły. Dlaczego? Bo stworzył miejsce z klimatem.

GDZIE POSTAWIĆ FOOD TRUCKA?

Dobre miejsce to połowa sukcesu. Wybieraj lokalizacje, gdzie ludzie są w ruchu – okolice szkół, biurowców, parków, dworców czy przystanków. Warto też pojawiać się na wydarzeniach sezonowych: koncertach, zlotach food trucków, festynach czy dniach miast. Pamiętaj tylko, że każda lokalizacja wymaga uzgodnienia – czasem trzeba zapłacić za miejsce albo mieć zgodę właściciela terenu.

JAK ZAREJESTROWAĆ DZIAŁALNOŚĆ?

Najprostszą formą prowadzenia mobilnej gastronomii jest jednoosobowa działalność gospodarcza. Wniosek składasz online przez CEIDG, wybierasz odpowiedni kod PKD (najlepiej 56.10.B – „ruchome placówki gastronomiczne”) i gotowe. Na początku możesz korzystać ze zwolnienia z VAT, jeśli nie przekraczasz limitu 200 tys. zł rocznego przychodu. Nie zapomnij zgłosić się do ZUS i Sanepidu.

Jeśli planujesz działalność z kimś lub chcesz prowadzić większy biznes, możesz założyć spółkę – np. z o.o. Wiąże się to z dodatkowymi kosztami i formalnościami, ale daje też inne możliwości podatkowe.

WYBÓR SAMOCHODU – CO WZIĄĆ POD UWAGĘ?

Food truck to nie zwykły bus. Potrzebujesz przestrzeni, którą da się dostosować do gotowania, przechowywania produktów i obsługi klientów. Najczęściej wybierane są furgonetki z podwyższonym dachem, np. Fiat Ducato, Renault Master, Mercedes Sprinter czy Peugeot Boxer. Używany samochód to koszt od 25 tys. zł wzwyż, w zależności od stanu i wyposażenia. Do tego dochodzi przerobienie wnętrza na kuchnię oraz ewentualne badania techniczne po przebudowie.

WYPOSAŻENIE FOOD TRUCKA – CO JEST NIEZBĘDNE?

Wyposażenie zależy od Twojego menu, ale są elementy, które sprawdzą się w każdym food trucku. Na pewno przyda się agregat prądotwórczy, chłodziarka, grill kontaktowy, frytownica, kuchenka gazowa i zlew z podgrzewaczem wody. Musisz też mieć kasę fiskalną (chyba że nie przekroczysz 20 tys. zł obrotu) i terminal do płatności bezgotówkowych – bo dzisiaj większość klientów płaci kartą lub telefonem.

SANEPID I PRZEPISY – CZEGO POTRZEBUJESZ?

Aby legalnie prowadzić food trucka, musisz spełnić normy sanitarne i zgłosić działalność do Sanepidu. Co ważne – nie możesz przygotowywać jedzenia od zera wewnątrz pojazdu. Dopuszczalne jest korzystanie z półproduktów, które podgrzewasz lub łączysz na miejscu. To oznacza, że musisz albo mieć dostęp do stacjonarnej kuchni, albo kupować gotowe komponenty z hurtowni. Każdy pracownik musi posiadać aktualne badania sanitarno-epidemiologiczne, czyli tzw. książeczkę sanepidowską.

Warto również przygotować projekt technologiczny pojazdu – pokazujący rozmieszczenie sprzętu i przepływ pracy – oraz zgłosić firmę do BDO, jeśli generujesz odpady gastronomiczne.

ILE TO KOSZTUJE?

Start w branży food trucków może być znacznie tańszy niż otwarcie klasycznej restauracji. Koszt zakupu pojazdu, jego przystosowania i wyposażenia zaczyna się od około 40–50 tys. zł. Oczywiście, można rozłożyć te wydatki w czasie lub skorzystać z leasingu. Dobrą opcją dla początkujących są także dotacje z urzędu pracy czy fundusze unijne. Wiele firm leasingowych oferuje też finansowanie dla nowych działalności bez wkładu własnego.

ZAROBKI – CZY TO SIĘ OPŁACA?

Zarabianie na food trucku zależy od kilku czynników: lokalizacji, pory roku, jakości jedzenia i umiejętności promowania się. Latem, podczas sezonu festiwalowego, dochody mogą sięgać nawet kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Poza sezonem bywa trudniej, dlatego warto zaplanować budżet z myślą o słabszych miesiącach.

Marta, właścicielka mobilnej kawiarni z goframi i lemoniadą, mówi: „Zimą robię catering dla firm, ale latem jeżdżę na eventy. W ciągu jednego weekendu zarabiam więcej niż w dwa tygodnie w biurze”.

PODSUMOWANIE – CZY WARTO?

Jeśli szukasz biznesu, który daje niezależność, kontakt z ludźmi i możliwość ekspresji kulinarnej – food truck to świetny wybór. To nie tylko sposób na zarobek, ale też na codzienną dawkę adrenaliny, satysfakcji i poczucia, że robisz coś własnego. Oczywiście, początki nie będą łatwe. Ale jeśli włożysz w to serce, energię i odrobinę odwagi, ten biznes może zmienić Twoje życie.